
Drużynowe Mistrzostwa Świata
(Autor: Bartosz Rega)
Żużel to głównie sport indywidualny, nawet podczas zawodów drużynowych zawodnicy skupiają się głównie na swojej jeździe i swoich zadaniach podczas wyścigu rzadko kiedy oglądając się na partnera z zespołu. Suma punktów poszczególnych zawodników składa się na wynik drużynowy, więc o końcowym sukcesie decydują indywidualne umiejętności żużlowców. Jednak już od ponad 60 lat na świecie rozgrywany jest turniej wyłaniający najlepszą reprezentację na świecie, a początek historii datuje się na rok 1959.
Barcelona, jesień 1959 roku, kongres FIM oficjalnie zatwierdza turniej o Puchar Europy w niemieckim Oberhausen, który jest jednocześnie próbą generalną przed inauguracją Drużynowych Mistrzostw Świata w roku 1960. Zawody odnoszą ogromny sukces, co daje zielone światło światowym władzom odpowiedzialnym za czarny sport.
Od początku rozgrywania DMŚ postawiono na tzw. czwórmecze. Finał poprzedzały cztery rundy kwalifikacji (brytyjska, nordycka, środkowo-europejska i wschodnio-europejska), z których zwycięzcy awansowali do finału DMŚ.
Przez lata zmieniała się jedynie formuła eliminacji do finału, dzielono reprezentacje na tzw. grupy czy tworzono finały kontynentalne i interkontynentalne, które miały wyrównać szanse wśród narodów.
Ogłoszenie rewolucji w 2001 roku i przemianowanie Drużynowych Mistrzostw Świata na Drużynowy Puchar Świata (tzw. DPŚ o trofeum Ove Fundina) przyniosła nowe zasady, ale znów niestety tylko pod względem kwalifikacji do głównego turnieju zostawiając system rozgrywania meczów pomiędzy zespołami bez zmian. Nadal w jednym wyścigu takiego turnieju oglądamy po jednym zawodniku z czterech startujących reprezentacji.
W poprzednim artykule, który dotyczył IMŚ napisałem, że jeśli się stoi w miejscu, to się nie rozwija, nie idzie się do przodu. Tak samo uważam w tym przypadku, że jeśli forma rozgrywek nie zostanie zmieniona radykalnie, to DPŚ umrze śmiercią naturalną, a na trybuny będzie przychodziła jedynie garstka fanatyków.
Czy jest jakiś pomysł, aby sprawić, żeby turniej wyłaniający najlepszą reprezentację na świecie stał się o wiele bardziej atrakcyjny? Oczywiście, a nawet takich pomysłów jest nawet sporo. Wszystko rozbija się o chęci przeprowadzenia rewolucji w świecie sportu żużlowego, a jak wiemy władze światowego speedway’a to konserwatywny beton partyjny i zanim ci Panowie powyciągają wnioski, to prezydentem Rosji zostanie Chodorkowski.
We wszystkich znaczących ligach żużlowych pod pojęciem „drużyna” znajdują się siedmio lub ośmioosobowe zespoły, które mierzą się z rywalami na zasadach meczu dwóch drużyn. Każdy zna taki schemat doskonale, dlatego też w taki sposób powinny być rozgrywane mecze o DMŚ. Oczywiście doskonale rozumiem, że my Polacy taki skład możemy obsadzić dość mocnymi nazwiskami, natomiast reprezentacja Niemiec jest tylko tłem dla nas, ale czy to oznacza, że to my mamy problem? Absolutnie. Zamieńmy się na chwilę i przenieśmy do świata piłki nożnej. Czy tu ktoś martwi się, że w Polsce jest za mało piłkarzy na odpowiednim poziomie? Czy przez to, że jesteśmy „trzecim światem” piłkarskim ktoś zmienia regulamin i w imię „równych szans” zmniejsza liczebność pierwszego składu do siedmiu zawodników? A no, nie bardzo. Nikt się nie przejmuje, że wyniki meczów podczas Mistrzostw Świata czasem oscylują w granicach 7:0, 8:1 itd. Taki jest sport.
Załóżmy, że Drużynowe Mistrzostwa Świata byłyby rozgrywane jak normalne mecze ligowe, czyli np. pojedynek reprezentacji Wielkiej Brytanii z Danią. Można by rozgrywać w systemie, jaki obowiązywał w Polskiej lidze, przed wprowadzeniem obowiązkowego biegu młodzieżowców. Pięciu seniorów + dwóch juniorów i piętnaście wyścigów, co na pewno byłoby o wiele bardziej fascynujące aniżeli rozgrywki czwórmeczów, w których de facto każdy zawodnik startuje indywidualnie. Jeśli ktoś z czytelników miał okazję zagrać w menadżer żużlowy braci Mańskich na komputerze, ten wie o czym piszę. Na koniec sezonu rozgrywane są DMŚ, a system wygląda, tak jak opisałem przed chwilą. Zespoły podzielone są na dwie grupy A i B, w których znajdują się po cztery reprezentacje. Mecze odbywają się na zasadzie każdy z każdym, dwie najlepsze drużyny z obu grup awansują do półfinałów, następnie do finału.
Dlaczego taki system rozgrywania DMŚ byłby dobry? Dlatego, że otwiera szansę zawodnikom „średnim” oraz młodym do rywalizacji z najlepszymi, co zapewne przełożyło by się na jego rozwój, a kibicom daje możliwość dopingowania prawdziwej drużyny, a nie tylko indywidualnych występów swoich ulubieńców podczas zawodów rangi mistrzowskiej.
Taki turniej mógłby być rozgrywany nie co rok, ale na przykład co cztery lata, tak jak w świecie piłkarskim tworząc nowy rozdział w historii sportu żużlowego.
To jedynie alternatywa do tego, co mamy obecnie i to bardzo odległa, bo doskonale znam podejście „Zielonych Ludków” i „Krawaciarzy” do zmian w Czarnym Sporcie. O nich samych też mógłbym sporo napisać, bo tak niereformowalnej federacji, jaką jest FIM, to trzeba ze świecą szukać.